Mówi się, że „jeżeli chcesz gdzieś dojść najlepiej znajdź kogoś kto już tam doszedł”.  Piotr Baranowski już tam doszedł. Zarządzał IT w AMB Energia/Duon/Fortum, jeszcze wcześniej pracował między innymi dla MTV, agencji kreatywnej Gong, dzisiejszego GetResponse oraz paru startupów. Jednocześnie od kilku lat doradza z sukcesem młodym ludziom w kwestii rozpoczęcia swojej ścieżki zawodowej w branży IT.

Barbara Kowalewska| CEO IT-Leaders: Znamy się już jakiś czas, więc dobrze wiesz, że z podziwem patrzę na Twoją wiedzę i doświadczenia w zakresie IT. Opowiedz proszę naszym czytelnikom o sobie, jak wyglądała Twoja ścieżka zawodowa i czym się na co dzień zajmujesz?

Piotr Baranowski: Moja ścieżka w IT jest dość dziwna. Pierwsze komercyjne doświadczenie miałem pracując przez wakacje w Altkom Akademii – miałem wtedy 14 lat i poznawałem w praktyce budowę sieci, skręcanie kabli – wtedy jeszcze często “na koncentrykach” a nie dzisiejszej skrętce, czy instalacje sal szkoleniowych za pomocą Norton Ghost.

Pamiętam, że była tam zupełna nowość – nagrywarka płyt CD o prędkości 2x (czyt. 307.2KB na sekundę – płyta o pojemności 734MB nagrywała się około 40 minut). Dla porównania jeden odcinek Star Treka ważył około 350MB. Cały sezon to było 13 płyt CD.

Drugim pięknym technicznym osiągnięciem którym miałem okazję się tam bawić był cyfrowy aparat, który nagrywał po jednym zdjęciu na dyskietkę 3.5” – 1.44MB pojemności.

PCa w domu mieliśmy odkąd miałem trzy i pół roku, był to sprowadzany z Chin PC AT, 12MHz z Turbo, 640KB RAMu, 20MB HDD i posiadający dwie stacje dyskietek 5.25” cala. Od dzieciaka siedziałem u rodziców na kolanach i naświetlałem się monochromatycznym monitorem. Graliśmy w PC-POOLa, Spacewar! (polecam, jedna z lepszych rywalizacji 1:1 w historii gier) czy Space Quest. Później zdarzyło się nawet SimCity – odpalane z parametrem /m, żeby poszło w odcieniach szarości.

Barbara Kowalewska : Nauka przez zabawę, brzmi dobrze:) A pamiętasz kiedy napisałeś swój pierwszy kod?  

Piotr Baranowski: Pierwsza linijkę kodu napisałem mając 6 lat w GW BASICU na PC AT – oprócz przykładowych projektów korzystających na przykład z głośnika systemowego, które edytowałem – bardzo starałem się sprawić, żeby wyścigówki w ASCII poruszały się po ekranie pod moją kontrolą.

Ze śmiesznych sytuacji w drugiej klasie podstawówki moja mama kupiła mi w Muzeum Techniki podręcznik do BASICa z listingiem kodu gry na końcu (jak to kiedyś często bywało – przepisywało się kod z gazet lub książek, setki lub tysiące linijek – i w ten sposób uzyskiwało się działający program/grę). Niestety, mój nauczyciel informatyki pożyczył ode mnie tę książkę i nigdy nie oddał – tym samym nigdy nie skończyłem przepisywać gry z listingu. Jak ktoś czytający kojarzy żółtą książkę do BASICa, dostępna w Muzeum Techniki koło roku 1992 – niech da znać, może w końcu dowiem się jak ta gra wyglądała (było to chyba coś a’la Prince of Persia, na pewno platformówka).

Po updejcie DOSa zamieniłem GW BASICa na QBASICa – gdzie jednym z przykładów była gra, w której dwie małpy rzucały się bananami – ustawiało się kąt i siłę rzutu, był tam też chyba wiatr – kto za dzieciaka grał w Scorch lub w Wormsy wie o co chodzi. Wtedy sposobem na naukę programowania było głównie uczenie się języka angielskiego, edycja (czyt. psucie) istniejących programów i wypytywanie mojej rodzicielki o systemy liczbowe dwójkowe, szesnastkowe czy jak to wszystko w ogóle działa. Psucie programów nauczyło mnie czemu backupy są takie ważne.

Potem uzbroiłem się w książkę z serii “dla opornych” – dziś chyba “dla bystrzaków”. Była o sprzęcie, opisująca zależności między procesorem, pamięcią, dyskiem, kontrolerami urządzeń (kiedyś żeby móc obsługiwać stacje dyskietek czy dysk twardy trzeba było mieć osobną kartę rozszerzeń, która dodawała funkcjonalność pozwalająca korzystać z takiego sprzętu). Jedno zdanie z niej zapadło mi w pamięć, parafrazując: PCty zostały zaprojektowane tak, żeby mógł je złożyć nawet pijany inżynier – czyt. jak coś nie pasuje w dane miejsce, to znaczy, że trzeba znaleźć inne miejsce. Trudno jest coś popsuć. Nie zmieniało to faktu, że po każdym grzebaniu w komputerze odpalaliśmy go z braćmi zza drzwi kijem od szczotki.

Barbara Kowalewska: Co sprawiło, że postanowiłeś zamienić swoją dotychczasową pasję w pracę zarobkową?

Piotr Baranowski: W szkole nigdy nie byłem dobrym uczniem, miałem swoje zainteresowania i częściej skupiałem się na nich niż na nauce przedmiotów. W drugim tygodniu drugiej klasy LO, a jestem ostatnim rocznikiem ośmiu klas podstawówki i czterech liceum z dawnych czasów, zacząłem mieć objawy choroby Leśniowskiego-Crohna. Nie wiedziałem co mi jest przez trzy lata, natomiast dzięki chorobie miałem okazję spędzić te lata w domu na nauce programowania. Choroby nie polecam: siedzenie kilka godzin w toalecie dziennie, utrata wagi, ból, ciągłe zmęczenie to nieprzyjemna sytuacja – natomiast pozwoliła mi wyprowadzić się z domu w wieku 16 lat dzięki dorabianiu sobie developerką.

Zawsze chciałem robić własne projekty webowe, z których korzystać będą setki tysięcy ludzi więc stojąc przy wyborze technologii zdecydowałem się na PHP (wtedy w wersji 4.x). Alternatywami był wtedy .NET oraz JSP. Pierwszy odrzuciłem ze względu na koszty licencji, drugi ze względu na koszty sprzętu.

Z PHP miałem różne zlecenia, głównie przez granie w klanie PRGK i przez społeczności serwerów gier, forów internetowych i tym podobnych. Grą “z wyboru” był wtedy taki mod do Half-Life’a – Counter Strike, w wersji beta 7.1. Później poszedłem na staż do Altkom Akademii, napisałem i rozwijałem klasę do obsługi baz danych i ogarnąłem starego “babola” w systemie obsługi urlopów i księgowości  – napisanego z elementami JavaScriptu. Kwoty były czasem tak duże, że float ze znakiem potrafił się “przekręcić” i robił problemy w podsumowaniach. Niedługo potem wyjechałem z Warszawy do Gdyni i rozpocząłem pracę jako Junior w Implixie (dzisiejsze GetResponse). Miałem tam ksywę “Młody” a moim hobby było naprawianie bugów w projektach PHP przy których inni się już poddali.

Barbara Kowalewska: PHP to wciąż Twój główny język programowania? 

Piotr Baranowski: Dziś już dużo w PHP nie robię. Język to tak naprawdę narzędzie w skrzynce, śrubkę można wbić w drewno młotkiem ale po co jak się ma wkrętarkę. Dziś na co dzień posługuję się Pythonem, Go, C# czy JavaScriptem. Oprócz baz SQLowych znam też No-SQLowe czy Grafowe. Bawię się DevOpsami, CI/CD (continuous integration, continuous delivery i continuous deployment). Przeżyłem czasy SVNa i pamiętam jak powstał jego następca – Git. Dawno temu pisałem kod w jakiejś wersji rozbudowanego notatnika, teraz mamy pięknie działające IDE wspierające debuggowanie, systemy kontroli wersji a nawet systemy ticketowe – do zarządzania pracą zespołu.

Same języki przeszły olbrzymie zmiany i rozbudowe – a ich historie często są świetnym sposobem na spojrzenie jak działają mózgi ich twórców, świetnych inżynierów czy hobbystów. Przeżyłem boom dotcomów czy panikę przy przejściu na rok 00 – 2000 . Pamiętam jak powstała idea Web 2.0 . Jak miałem 10 lat był boom na Wzorce Projektowe, ludzie zakochali się w Singletonach – który to wzorzec dziś jest już antywzorcem. Zrozumienie czemu dziś robimy rzeczy w dany sposób i gotowość na to, że może się to zawsze zmienić jest według mnie dużą wartością dla kogoś kto chce być prawdziwym rzemieślnikiem (w odróżnieniu od kogoś, kto będzie “klepaczem kodu” na “taśmie produkcyjnej”). W jednej z książek z wywiadami z twórcami języków programowania czy języków znaczników przeczytałem mądre według mnie zdanie – „każdy programista musi być gotowy na to, że w czasie jego pracy zawodowej przynajmniej raz będzie musiał zupełnie zmienić swojego stacka – to na czym się zna i co robił do tej pory przez większość życia”. Podręcznikowym przykładem jest język Cobol, którego programiści po prostu wymierają, a który odpowiada za olbrzymia ilość rzeczy które robimy codziennie – ubezpieczenia, banki, rezerwacje i wyszukiwania lotów samolotem. Innym przykładem może być XML, który dał nam ideę uporządkowanego HTMLa – XHTMLa a teraz wypierany jest przez JSONa.

Sam PHP moim – dość krytycznie odbieranym przez społeczność zdaniem – będzie takim wymierającym językiem w perspektywie następnych 10 lat. Coraz więcej nacisku będzie na utrzymanie kodu (wystarczy porównać z sytuacją Cobola), coraz mniej nowych projektów – z prostej przyczyny: PHP jest językiem który robi dobrze tylko jedną rzecz w sposób już teraz archaiczny. Obstawiam, że zastąpi go JavaScript – który możemy znaleźć i w tosterach i na Marsie, a oprócz tego całkiem fajnie robi się w nim frontową część aplikacji webowych. Po co musieć znać dwa języki do web developerki – gdy można zrobić to samo za pomocą jednego. Mieć mniej skomplikowanego Stacka. Mieć ludzi którzy potrafią obsłużyć i Frontend i Backend aplikacji w jakichś krytycznych sytuacjach.

Barbara Kowalewska: Nie ukrywam, że trochę mnie przeraziłeś tą wizją wymierania PHPa..  my właśnie kończymy przepisywanie platformy na jego najnowszą wersję. Ale ok, z tego co mówisz mamy jeszcze całe 10 lat;-) Przybliż proszę, czym obecnie się zajmujesz? 

Piotr Baranowski: Aktualnie, po 20 latach pracy w IT i przejściu wielu ścieżek skoncentrowałem się na doradzaniu  “n00bom” i mentoringu Juniorów, pracy z AI i Machine Learningiem, usprawnianiu procesów i automatyzacji pracy w firmach czy komunikacji na linii Biznes <-> IT.

W IT robiłem dziwne rzeczy. Oprócz prostych zleceń na początku miałem też własny projekt zwany Winogrono.net (inspirowany i docelowo mający być konkurencją dla Grono.net) pozwalający na trzy-klikowe dzielenie się obrazami. Projekt upadł, gdy ludzie na forum PEB zaczęli używać go do miniaturek pornografii – przez co wycofał się nasz inwestor. Pięknym uczuciem było, gdy znajomi którzy nie wiedzieli, że to mój projekt wysyłali mi na IRCu czy GG linki do zdjęć. Albo gdy grając w EVE Online w chatach przewijały się linki do screenów wrzuconych właśnie na winogrono.

Oprócz tego przez kilka lat wpadałem do firm na projekty trwające kilka miesięcy gdzie gasiłem pożary w projektach czy zespołach. Budowałem zespoły, rekrutowałem i dalej rekrutuję ludzi, negocjowałem umowy, szukałem dziur w Business Planach, migrowałem kilkanaście różnych platform CMS w Viacomie (MTV, Viva, Comedy Central i Nickelodeon) do jednej centralnej. Spotkałem się wtedy z naprawdę dziwnymi projektami, włącznie z potrzebą migracji starej Microsoftowej bazy danych FoxPro. Pracowałem zdalnie dla małego software house’u z Kanady. Budowałem klon Google Maps – gdzie mapa była budowana ze zdjęć przesłanych przez ludzi. Planowałem rozwój aplikacji, byłem CTO w małej, średniej a potem dużej firmie energetycznej jeszcze przed trzydziestką (mieliśmy kilka akwizycji, w których też uczestniczyłem). Robiłem nawet system rozliczeń i platformę sprzedaży dla firmy z sektora MLM. Ciągle mam swoje notatki z pomysłami, które czekają na wykonanie – niektóre komercyjne, inne zupełnie dla zabawy.

Barbara Kowalewska: Skąd pomysł, by dodatkowo wstąpić w rolę mentora i pomagać wejść innym do zawodu?

Piotr Baranowski: Moja mama uczyła mnie, sama długo pracowała jako instruktor w Altkom Akademii, skończyła elektronikę na warszawskiej Polibudzie. Gdy ja zacząłem pracować sam miałem mentora, który zamiast mówić mi co i jak mam zrobić – zadawał mi trudne pytania, a do rozwiązań dochodziłem już sam. Uczyłem już wcześniej ludzi, głównie znajomych. Jeden z nich, Kamil, przejął zespół developerski który budowałem we wspomnianej firmie energetycznej. Inny – Kacper, po przemaglowaniu go przeze mnie na wejściu w pierwszej swojej pracy dostawał już trudne zadania i szybko przeszedł z poziomu Juniora na Mida. Ludzie doceniali to, że oprócz wiedzy z samego języka wie też jak pracować w SCRUMie, z systemami ticketowymi, Gitem czy potrafi debuggować i wydedukować gdzie znajduje się błąd w kodzie, albo jak zaplanować i rozbić kod tak, żeby był łatwy do rozwoju, zrozumiały dla ludzi którzy będą go używać czy nie powodował problemów z wydajnością.

IT jest zbudowane przez ludzi którzy dzielą sią wiedzą. Strony WWW powstały przez naukowców którzy chcieli się móc łatwo dzielić swoimi badaniami i artykułami naukowymi. Open Source to piękna idea dzięki której mamy Linuxa, wiele języków programowania czy bibliotek rozwija się dzięki dzieleniu się wiedzą i czasem – za darmo, dla satysfakcji czy budowania swojej “marki”.

Lubię rozmawiać z ludźmi, lubię zmuszać ich do myślenia i na aktualnym etapie życia wiążę swoją przyszłość z nauką innych – tak jak i mi kiedyś pomagano jak stawiałem pierwsze kroki.

Barbara Kowalewska: Na rynku jest sporo szkół programowania, czym Twój program się od nich różni? Czy stanowisz dla nich konkurencję?

Piotr Baranowski: I tak i nie. Mój program jest przygotowany do pracy jeden do jednego czy w małych zespołach realizujących wspólnie jakiś projekt. Może być on wymyślony przez grupę, może to być któryś z moich komercyjnych lub niekomercyjnych projektów na poziomie Proof of Concept. Jedną z idei które rozpatruje jest na przykład uczenie ludzi za darmo (z ewentualną składką na Patronite, z których to pieniędzy będę mógł kupować potrzebne narzędzia) w zamian za ich czas i pracę nad projektami z przekazaniem kodu do mnie w trakcie nauki. Jak realizujemy razem jakiś projekt, to wiadome jest, że i mi na nim zależy – więc zależy mi też na tym, żeby ludzie umieli go zrealizować dobrze.

Myślałem nad wieloma modelami nauki. Oprócz samego nauczenia kogoś konkretnego języka jest olbrzymia ilość wiedzy ogólnej – od samych algorytmów, które są przecież w większości uniwersalne przez to jak działa sprzęt, jak działa pamięć RAM – wskaźniki w C++ to jedna z legendarnie trudnych abstrakcyjnych kwestii do zrozumienia. Jak się wie, jak działa pamięć operacyjna, co to znaczy, że ma adresy czy że integer zajmuje 32 bity można ten koncept łatwo zrozumieć – a wystarczy zadać pytanie: czemu dopiero 64 bitowe systemy operacyjne potrafią używać więcej niż 4GB RAMu? Po kwestie bardziej “miękkie”: sposób pracy w zespole, narzędzia których się do tego używa, metodyki pracy, zrozumienia aspektów finansowych ze strony biznesu (często odpowiedzią na “czemu nie pozwolą mi poświęcić jednego dnia pracy na optymalizację tego a tego” jest “bo to 200-1000 PLN zwróci się nam za dwa lata”, lub odwracając kota ogonem – biznes nie rozumiejący czemu coś zajmie “aż tyle” czasu czy będzie “aż tyle” kosztować, gdy ich problemem jest zbytnia trywializacja i niezrozumienie pracy developerów). Nawet taki wydawać by się mogło prosty koncept “użerania się z legacy” – gdzie ktoś ocenia dany projekt z perspektywy “tu i teraz” – bez pomyślenia co doprowadziło do tego, że dany kod wygląda jak wygląda powinien zostać w mojej opinii przedyskutowany.

Osobiście chcę się skupić tylko na ludziach, którzy rozumieją, że IT jest jak każda inna kreatywna praca. Trzeba się ciągle rozwijać, umieć i lubić się uczyć – chce się skupić na potencjalnych rzemieślnikach, nie tworzyć klepaczy kodu którzy potrafią zrobić wszystko tylko w jeden sposób i niekoniecznie rozumieją czemu dany sposób jest lepszy czy gorszy.

Co do samych szkół myślę, że mogę być dobrym uzupełnieniem i dla absolwentów i ludzi w trakcie bootcampów. Mogę też pomóc stwierdzić czy wydanie tych często dużych pieniędzy ma dla danej osoby sens. Jednocześnie, jeżeli ktoś potrafi się uczyć (nie potrzebuje bata nad głową) i rzeczywiście ma potencjał, to w mojej opinii nie potrzebuje szkoły programowania – potrzebuje wyznaczyć sobie czas na naukę, ustalić z kimś czego chce się nauczyć, ustalić jakieś ramy czasowe i po prostu zacząć programować. Wtedy często wystarczy “mieć pod ręką” kogoś kto pomoże zrozumieć abstrakcyjne koncepcje czy trudne zagadnienia. Zminimalizuje przestój czy frustrację, pomoże zrozumieć błędy – nakieruje na rozwiązania.

Barbara Kowalewska: Na różnych forach i grupach w social mediach często widzę pytania „od czego zacząć swoją przygodę z programowaniem?” lub „Jak się do tego zabrać?” Co doradzasz osobom, które do Ciebie przychodzą z podobnym dylematem?

Piotr Baranowski: Zazwyczaj pytam, czy jest coś co by chcieli żeby ich komputer robił za nich, coś co ułatwi im życie czy po prostu czy mają pomysł na to po co im jest programowanie potrzebne. W dzisiejszych czasach zacząć jest bardzo łatwo – nie potrzeba nawet nic instalować. JavaScriptu można uczyć się posiadając sama przeglądarkę internetową. Wiele źródeł wiedzy ma teraz interaktywne konsole w przeglądarce, gdzie można uruchamiać swój kod. Wszyscy mamy w kieszeni internet, jesteśmy swoistymi cyborgami, nie potrzebujemy książek czy innych materiałów fizycznych żeby zacząć. Jedyne co uważam za niesamowicie potrzebne to rozumienie języka angielskiego – bez niego odcinamy się od grubej większości wiedzy, często istniejącej w o wiele lepszej jakości niż dostępna po polsku.

Barbara Kowalewska: Z jakimi problemami zgłaszają się do Ciebie najczęściej?

Piotr Baranowski: Są takie dwa główne wątki: od czego zacząć oraz czy to dla mnie.

Paradoksalnie istnieje za dużo możliwości rozpoczęcia przygody z developerką – według mnie powoduje to swoisty paraliż wyboru. Jak się nie wie nic i znajduje nagle 300 możliwych dróg wejścia to trudno podjąć decyzję która z nich jest dla nas – dlatego warto odbyć rozmowę z kimś doświadczonym, lub, z narażeniem zdrowia psychicznego, zapytać się na grupach programistycznych na FB 😉

Drugi problem rozwiązuje się zazwyczaj dość szybko – jak ktoś już spróbuje zrobić coś trudniejszego niż “Hello world!” to przekona się czy ta zabawa go kręci.

Jest też jakiś wycinek ludzi, którzy sparzyli się przy pierwszym podejściu i teraz są po prostu zniechęceni porażkami. Wtedy często pomaga rozmowa o celach i pomysłach o której wspomniałem w odpowiedzi na poprzednie pytanie. Dobieramy jakiś pomysł i język do jego wykonania i próbujemy jeszcze raz.

Barbara Kowalewska: Niektórzy mówią, że jak się nie wie od czego zacząć, to najlepiej wystartować od najprostszych technologii – w backendzie wskazuje się wówczas na PHP, Pythona, JavaScript lub Ruby on Rails. Jakie jest Twoje podejście? Od którego języka warto zacząć?

Piort Baranowski: Staram się nie wskazywać nikomu konkretnego języka bez poznania trochę celów i inspiracji danej osoby. W wątkach na FB w których ludzie pytają się o takie rzeczy pełno jest odpowiedzi jedynie z nazwą języka i bez żadnego wyjaśnienia czemu. Jest też sporo emocjonalnego podejścia do narzędzi. Też mam swój ulubiony młotek, ale wciąż jest to tylko młotek 🙂

Jeżeli ktoś nie ma na siebie żadnego pomysłu i chce po prostu zaspokoić ciekawość – polecam jakiegoś interaktywnego JavaScripta – na przykład na https://www.learn-js.org/ . Najchętniej dawałbym im Pythona, ale przez dość unikatową składnie języka oparta na wcięciach wolę dać komuś bardziej uniwersalną “zabawkę”.

Barbara Kowalewska: Obecnie wiele osób ‘przechodzi’ do IT z innych obszarów – wcześniej zajmowali się np. sprzedażą, rekrutacjami lub marketingiem, byli nauczycielami a teraz decydują się na podjęcie przygody z programowaniem, testowaniem. Czy według Ciebie dotychczasowe umiejętności mogą się im przydać w nowym zawodzie?

Piotr Baranowski: W czasie mojej pracy musiałem się kiedyś nauczyć i zrozumieć kalendarz oprysków na polach uprawnych. Każda nowa firma w której się pracuje ma jakieś swoje biznesowe założenia które IT realizuje, więc nigdy nie wiadomo kiedy jakie doświadczenia się przydadzą. Na pewno liczą się umiejętności miękkie – bo to jednak jest praca w zespole, a stereotypy “programisty z piwnicy” na szczęście powoli upadają.

Często widzę też coś co mnie cieszy – ludzi idących w IT żeby rozwiązać jakiś problem który spotkali na swojej poprzedniej drodze zawodowej. Mają swój know-how i chcą go wykorzystać na nowej ścieżce w życiu.

Barbara Kowalewska: Czy zdarzyło się, że w wyniku spotkań z danym uczestnikiem (Mentee), zdecydował się on/ona, by jednak nie podejmować dalszych kroków w IT? 

Piotr Baranowski: Tak. Programowanie jest jak każda inna kreatywna praca i trzeba to lubić, żeby być w tym dobrym. Są to godziny poświęcone poza etatem na ciągłe kształcenie się. Są to często abstrakcyjne koncepty, które trzeba zrozumieć, żeby móc się realizować. Taki przykład rekurencji, czyli czegoś co samo siebie wywołuje aż do osiągnięcia jakichś warunków które przerywają to zapętlenie. Próbowałaś kiedyś przelać wodę z garnka do tego samego garnka? 🙂 W programowaniu się to udaje. Podczas godzinnej rozmowy zazwyczaj jesteśmy w stanie wspólnie stwierdzić, czy ta ścieżka ma dla danej osoby sens.

Barbara Kowalewska: Dość często na grupach grupach dedykowanych początkujących programistom, rzucają mi się w oczy porady typu „nie zniechęcaj się, po prostu pisz, koduj, dasz radę!” Jednak, czy nie jest czasem tak, że programowanie nie jest po prostu dla wszystkich? 

Piotr Baranowski: Nie wiem, czy jest jednoznaczna odpowiedź na to pytanie, albo czy moja obsłuży sto procent przypadków. Na pewno powinno się dać temu kilka szans – programowanie jak i inne rzeczy które robimy w życiu nie muszą od razu “zaskoczyć”. Na pewno trzeba wiedzieć kiedy te szanse przestać dawać – ale czy powinno ich być trzy czy dziesięć zależy już od osoby i jej doświadczeń. Stosunkowo łatwo jest stać się wspomnianym już “klepaczem kodu” – tylko, oprócz tego, że jakaś liczba takich osób się przydaje, szczególnie przy już uporządkowanym projekcie, to często taka praca nie daje satysfakcji i jakaś część osób, które chciały uciec od monotonii poprzedniej pracy i zarabiać lepsze pieniądze budzą się po roku znów nie cierpiąc tego co robią aktualnie.

 

Piotr Baranowski
„Od 19 lat w IT. Aktualnie zajmuję się mentoringiem i uczeniem programistów od n00ba do Mida. Programuje w Pythonie, Go, C# i PHP, w AI siedzę od czasów zanim ML stało się modne.
Oprócz tego pomagam optymalizować procesy biznesowe w firmach, uwielbiam sci-fi i futuryzm.”
Strona www -> Zeno.pl